Jakiś czas temu Malina namalowała nasz portret. Mam wrażenie, że nie kosztowało jej to wiele wysiłku. Dłużej przygotowywałam do tego malowania stół i sprzątałam po wszystkim, niż ona malowała. Kilka machnięć pędzelkiem i gotowe.Nawet byłam trochę rozczarowana, że tak szybko to poszło, myślałam, że będzie chociaż 10 minut spokoju. Ale nie. W każdym razie Malina jest z tego obrazka bardzo dumna. Jak skończyła, to od razu powiedziała kto jest w którym miejscu i dlaczego. Teraz jak ktoś przychodzi, to nadal powtarza to bez zająknięcia. Widać geniusz nie potrzebuje wiele czasu, żeby stworzyć dzieło. A jacy my jesteśmy w jej oczach piękni. Jacy wyraźni. Sama nie umiałabym nas tak scharakteryzować. Jest to mniej więcej tak:
Tata na obrazku to ten największy. Wiadomo. Zawsze ją obroni, nie straszne mu ani Kalidasy ani Krum. Czyta jej te książki o strachach, więc bać się ich nie może. W ogóle jest wyluzowany i byle czym się nie przejmuje. Jak wychodzi do pracy to zawsze na początku jest jakoś szkoda i Malina zawsze pyta czy tata musi iść. Mimo, że nie ma go w domu przez większość dnia, to i tak ma czas na wszystko. I na zabawę w chowanego i na rysowanie, i na wycieczkę tramwajem, grę na gitarze. I wymyśla fajne teksty, które potem wszyscy powtarzamy.
Mama jest na dole, namalowana na czarno-żółto, bo to jej ulubione kolory. I mama w ogóle lubi malować, tańczyć i śpiewać, gotować i sprzątać. Ale gotować najbardziej, zwłaszcza spaghetti i zupy, chociaż najlepsze są parówki. Mama wszystko potrafi i jak się coś zepsuje to zawsze naprawi. Mama i Malina mają brązowe oczy, bo są dziewczynkami, a chłopaki mają niebieskie, bo są chłopakami. Mama jest zakochańcem z tatą, bo to jest jej męż.
Najbliżej mamy jest mały Leoś, bo mama go karmi, więc musi być najbliżej. Leoś to jest braciszek kochany malutki i trzeba na niego uważać. Codziennie rano trzeba przybiec do sypialni rodziców i obudzić Leosia, bo tęsknota nie pozwala czekać, aż sam się obudzi. Leoś jest zakochańcem Malinki. Lubi oglądać uderzanie zabawkami o podłogę i bardzo się z tego śmieje, chociaż sąsiad z dołu pewnie trochę mniej.
Najwyżej jest Malinka, bo jest bardzo ważna i lubi być wysoko, najlepiej na barkach taty. Malina ma żółte kręcone włosy, jest księżniczką i trzeba na nią mówić Suzi. Lubi nosić tylko różowe sukienki i sprzątać tylko różowe klocki. Pozostałe niech sprząta tata. Malina jest u nas w domu elektorką, co oznacza, że jak dorośnie będzie dyrektorką. Będzie to prawdopodobnie już niedługo i planuje też, że wtedy będzie mogła za mamę karmić Leosia.
Świat oczami Maliny, chociaż nie widać tego na obrazku, jest bardzo barwny. Dopóki się nie pojawiła nie wiedziałam o sobie wielu rzeczy, teraz dostrzegam je dużo wyraźniej, bo widzę, jak kopiuje je moje dziecko. Dużo bardziej analizuję siebie i moją relację z Czarkiem. Zwracam uwagę na moje zachowania i przyzwyczajenia. Zmieniam się, bo chcę być dla niej i dla Leona najlepszą wersją mnie. Chociaż to jest czasami trudne. Moje i Czarka nastroje w dużej mierze przekładają się na zachowanie naszych dzieci, a relacja Leona i Maliny w pewnym sensie odzwierciedla naszą. Nawet mały konflikt między nami zwykle kończy się Maliny zdenerwowaniem na brata. Wiem, że to, jacy jesteśmy dla siebie z Czarkiem, będzie kiedyś dla nich stanowić wzór związku. Dlatego staramy się na co dzień być dla siebie jak najlepsi, bo oni patrzą. A chcemy w końcu na tym portrecie malowanym przez nasze dzieci wypaść jak najlepiej.