Początek rodzicielstwa to kres wolności. Przynajmniej przez pierwsze pół roku. No może jednak rok. Dwa lata? Nam już leci trzeci rok, jak kisimy się w domu. Dobra, nie jest tak, że w tym czasie niczego nie robiliśmy. Byliśmy na kilku wycieczkach, w weekendy ruszamy się z domu, jeśli zdrowie i pogoda pozwalają, czasami spotykamy się z ludźmi. Ale porównując to do tego, co było wcześniej, to tak, jak byśmy nie robili nic.
A szkoda trochę tej wolności. Łza kręci się w oku na wspomnienie weekendowego piwka pod chmurką, a później odsypiania do południa. Miło byłoby się czasem obudzić bez akompaniamentu jęków i stęków. Tęsknię za samotnym pójściem do łazienki. W złocie zapłacę za wycieczkę z mężem. Sam na sam. Chociaż wyjazdem z dziećmi też nie wzgardzę.
Ale nie o takiej wolności, że pakuję dzieciory i gdzieś jedziemy, mowa. Mam na myśli taką bardziej prozaiczną rzecz: siedzę sobie w domu i nagle zachciewa mi się piwa. Zakładam buty, idę do sklepu, kupuję i piję. Proste! A teraz jest tak: siedzę sobie w domu i nagle zachciewa mi się piwa. 1. Czarek w pracy, a jest dwoje dzieci pod opieką, więc muszę być trzeźwa. 2. Karmię piersią, a młody zaraz zachce jeść, więc nie mogę. 3. Nawet gdybym zamiast piwa zdecydowała się iść po colę, to muszę ich ubrać, znieść wózek po schodach, wyjaśniać Malinie, że nie kupię jej słodyczy, mimo że sobie kupuję, a coli jej pić nie wolno. Czyli mi też nie wolno, bo co to za podwójna moralność? Czyli nie ma piwa, czy czegokolwiek innego na co najdzie Cię spontanicznie ochota. A jeśli jest, to trzeba się nagimnastykować.
Ja oczywiście decydując się na dzieci wiedziałam, że będę musiała im wiele rzeczy podporządkować. I robię to zazwyczaj odsuwając na bok różne potrzeby i zachcianki. Organizując wszystko najlepiej jak potrafię i próbując dać nam wszystkim trochę tej wolności. I nie lubię postrzegania tego czasu przez pryzmat poświęcania się i swoich potrzeb. Zwykle jak mam użyć określenia poświęcać się, staram się raczej mówić angażować się. Na przykład zamiast powiedzieć poświęcam się pracy, wolę: angażuję się w pracę albo zamiast poświęcam się dzieciom, wolę: angażuję się w macierzyństwo. To jakoś lepiej brzmi i myślę sobie wtedy, że nie tracę poprzez poświęcanie się, ale zyskuję przez zaangażowanie.
I tylko trudno mi to sobie tak ładnie powiedzieć, że właśnie angażuję się w wychowanie syna, kiedy wstaję do Leona o 5 rano.
Zdecydowanie wolałabym się wtedy poświęcić spaniu.
tez angazuje sie w macierzynstwo, ale jednak wolalbym poswiecac sie spaniu rano, zamiast wyskakiwac jak z procy aby przygotwac mleko dla mlodszej i kakao dla starszego.
PolubieniePolubienie