Biedna ta Anna Lewandowska. Chociaż może ktoś powie, że to oksymoron. Przykro się patrzy na cały ten hejt. Czego by nie zrobiła to i tak byłoby źle. Szczupła- źle. Gruba- źle. Szczęśliwa- źle. Umęczona- źle. Idzie do pracy- źle. Zostaje w domu-źle. Trochę też mnie to nie dziwi, bo zawsze wierzyłam w jakąś taką naturalną sprawiedliwość: albo ładny, albo mądry. Albo inteligentny, albo sprytny. Z bogatego domu, albo ma w życiu szczęście. Im starsza jestem, tym w tę sprawiedliwość wierzę mniej. A ta Lewandowska i ładna, i zaradna, i kasę ma, i męża można pozazdrościć. Wszystko. Mogłaby się chociaż po ciąży roztyć. A ona nie. Chodzący ideał. Aż przykro patrzeć. Ale nie ma co się wygłupiać, z nieba jej nie spadło. Nikt jej figury nie dał. Zapracowała sobie na to przez lata i ma. Robert Lewandowski też jej się z przydziału nie trafił- można powiedzieć, że ma takiego męża, na jakiego zasługuje.
Mimo że zamieniłabym się z Anną Lewandowską na pociążowy brzuch (pewnie by nie chciała), to rozumiem też rozgoryczenie jakie wywołuje. Delikatnie mówiąc. Wzbudza zazdrość, a powinna podziw. Mogłaby być idealnym przykładem, z tym, że dziś doskonale wiem, że ideałów nie ma. No i ideałów nikt nie lubi. Zaraz po ciąży wpadłam w pułapkę takich doskonałych przykładów i kołczów wszelkiej maści. Przez to sama dla siebie byłam rozczarowaniem. Bo przecież miałam schudnąć w nie dłużej niż pół roku. Rozstępów w ciąży nie miałam, więc snułam optymistyczną wizję, że już mieć nie będę. W trakcie urlopu macierzyńskiego chciałam wymyślić idealną dla siebie pracę. Taką, że powołanie, pasja i kariera w jednym. Zrobić kilka kursów. Nauczyć się hiszpańskiego. I jeszcze piec ciasta. Nawet nie będę wspominać o tym, jakie były moje rodzicielskie ambicje. Może nie takie, że będę mieć idealne dzieci, ale przynajmniej, że będę idealną matką.
A tu taki zawód. Może i ważę tyle co przed ciążą, ale przed drugą, bo po pierwszej nadal nie schudłam. Jednak mam rozstępy. Wszędzie. Chyba nawet na twarzy. A nie, to jednak pierwsze zmarszczki. Nie wymyśliłam sobie idealnej pracy i pewnie niedługo przyjdzie mi wrócić do starej. O ile mnie przyjmą, bo niestety nie zrobiłam tylu kursów zawodowych ile planowałam. Bezdzietne koleżanki wyprzedziły mnie w wyścigu do kariery i już pewnie ich nie dogonię. Tytułu idealnej matki nie będę opłakiwać. Bardziej chce mim się płakać za to, że znów krzyknęłam na córkę. Ciasta piekę coraz lepsze. Przyznaję z dumą i ze smutkiem jednocześnie, bo przez nie już raczej nie schudnę. Coś za coś.
Te kilka lat macierzyństwa nauczyły mnie dystansu. Równowagi. Już mnie nie ruszają celebrytki, które prosto z porodówki jadą na ściankę. Zdjęcia z pinteresta pokazujące mieszkania, w których nikt nie mieszka. Zawrotna kariera z noworodkiem na ręku. Nie da się robić wszystkiego na 100 procent. Za to, staram się patrzeć na pełną połowę szklanki (z napojem wyskokowym): z tymi rozstępami już nic nie zrobię. Jestem przez nie centkowaną tygrysicą. Trudno! Mrrrau! Ciężko mi się wybrać na kurs, ale pouczę się w domu. Może nie będę mieć papierka, ale co w głowie to moje. Na hiszpański się zapisałam, byłam na połowie zajęć, bo mi często dzieci chorowały, ale przynajmniej wiem o czym śpiewa boski Enrique. Jak mnie dopada dół, że tyle ambicji zaprzepaszczonych, to sobie przynajmniej tort upiekę. Przecież nikt mnie nie będzie rozliczał, że go zjadłam. Moja sprawa. I Malinę nim przeproszę.
Mimo że Anna Lewandowska jest (już prawie) idealna, nie boli mnie to. Trochę jej zazdroszczę mięśni brzucha. Z resztą, wszyscy jej ich zazdroszczą. Brzucha, kasy, urody, męża, kasy, ubrań, kariery i kasy. I może mogłaby być trochę mniej doskonała. Nie wpędzać tysięcy kobiet w kompleksy i nie podwyższać nierealnych oczekiwań wobec nich. Musiałaby pewnie się roztyć, rozstać z mężem i zbankrutować. Ale pewnie nadal ktoś byłby niezadowolony. Wszystkich nie zadowoli. A ja na szczęście nie muszę żyć pod presją oceny innych. I sobie trochę odpuszczam. Bo mogę. Bo nikt mnie oprócz mnie samej nie rozlicza. Mogę mieć czasem bałagan i gorszy dzień. Mogę sobie ponarzekać i popłakać. Pójść do sklepu bez makijażu i z wystającym brzuchem. Nie przejmować się tym, czy ktoś na mnie patrzy i ocenia. A nie każdy może sobie na to pozwolić. Oj, biedna ta Anna Lewandowska
Zwykły bałagan:
(Prawie) doskonały przykład:
Kurczę, właśnie przeczytałam świetny wpis – a takich poszukuję ostatnio jak ze świeczką. Serio – i po polsku i mądrze opisane… Przyjemny tekst, dobrze się go zjada i nie ciągnie się w nieskończoność. Będę tu wracać, przysięgam.
Szczerze mówiąc, kompletnie nie nadążam za tymi dziewczynami z Pudelka, a w szczególności za ich fankami. Te pierwsze, cieszą się sławą, te drugie (na ogół to inne blogerki) jej pożądają, chcą brać przykład, być „podobne”… A fakt faktem – ta idealność je wkurza. Jeden ma farta i rodzi się w rodzinie królewskiej, drugi musi zasuwać po koronę całe życie. I co na to poradzić? Co daje zazdrość i hejt?
Odpuszczanie sobie i pogląd na niektóre sprawy no-spoko-ale-co-z-tego to bardzo zdrowe podejście do życia!
Bardzo podoba mi się eklektyzm w Twoim mieszkaniu – ta mieszanka stylów to coś, co i mi się marzy. A bałagan potrafi być piękny – bo jest naturalny, rzeczywisty. Tam, gdzie rozlane mleko, tam człowiek i jego urocza codzienność.
Serdeczności!
PolubieniePolubienie
Dzięki Paulina! ❤ Zapraszam serdecznie! 🙂
PolubieniePolubienie
Jejku jak bardzo to prawdziwe. Ja na macierzyńskim 4 miesiąc. Planów miałam milion, że będę szkolić angielski, robić na szydełku i najlepiej prowadzić jakiś internetowy biznes. Na razie co robię to piekę pyszne ciasta z rabarbarem… Zawsze coś 😉
PolubieniePolubienie
O! Ciasto z rabarbarem! Doskonały pomysł! 🙂 Najlepszy plan na urlop macierzyński, to się porządnie najeść ciasta 😉
PolubieniePolubienie
Oglądam zdjęcia pięknego mieszkania, na nich ład i porządek. Wyobrażam sobie, że tę stratę bałaganu przenosisz na czas fotorelacja. Wręcz mam nadzieję, że tam gdzie obiektyw nie sięga jest syf, brud i masakra! 🙂
Nie może być aż tak pięknie w domu z dwójką dzieci! Jasne?!
PolubieniePolubienie
Marysiu, przecież ja sprzątam tylko w te dni, w które robię zdjęcia 😉 W ogóle to założyłam bloga, żeby się zmobilizować do sprzątania 😉
PolubieniePolubienie